Fotograficzna wystawa Dwunastki |
W dzieciństwie, chociaż był to PRL, lubiłem „window shoping”.
Nie było mnie na wiele stać, ale przynajmniej mógł sobie człowiek pochodzić wzdłuż sklepowych wystaw, popatrzeć i pomarzyć o tym i o owym. Dzisiaj mnie to nawet dziwi, ale było to
możliwe. Nigdy nie zapomnę zdalnie sterowanej wyścigówki, która pyszniła się na
wystawie zabawkarskiego przy skrzyżowaniu ulic Władysława IV i 10 lutego. Jej
cena, 1100 zł, była na tyle horrendalna, że wbiła mi się w pamięć po wsze
czasy.
Później wystawy sklepowe podjęły funkcję właściwą dla dojrzałego
socjalizmu, tzn. były miejscem do wywieszania dekoracji z okazji święta
państwowego, typu 1 maja albo 22 lipca. Nawet prywatne sklepy, które się wtedy
przy Świętojańskiej w Gdyni zdarzały, unikały eksponowania towarów na witrynach,
ponieważ padały ofiarami notorycznych kradzieży (i tłuczenia szyb).
Czasy obfitości nie przywróciły wystaw sklepowych, na
których piętrzyłyby się godne pożądania towary. Tylko księgarnie i branża
odzieżowa podtrzymują handlową tradycję. Według nowej mody, to już nie jest
zwykłe chwalenie się towarem, ale inscenizowanie małych scenek angażujących
sprzedawany asortyment. Przykładem może tu być sklep Vero Moda.
W tej dziedzinie zaskoczył nie niedawno sklep
spożywczo-monopolowy Dwunastka, mieszczący się pod nr. 120. Sklep na wystawie
pokazuje, co ma w środku, ale na… fotografii. Witrynę sklepu pokrywają ogromne
zdjęcia wnętrza. Do tego obok powiększone zdjęcia szczegółowego asortymentu, np.
kurczaka świeżego, albo wołowego zrazowego bez kości. Tradycja i nowoczesność.
Brakuje tylko przy każdej sztuce mięsa kodu QR, żeby klient
mógł, bez wchodzenia do środka, za pomocą smartphona, zeskanować konkretny
towar i dokonać zakupu on-line z dostawą do domu.
Niemożliwe, science – fiction? Kto wie, może tak to w
przyszłości będzie. W Korei Płd. już robią pierwsze zakupy za pomocą billboardów
wywieszonych na stacjach metra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz