środa, 28 lipca 2010

Najbardziej pechowy znak

Znów położył ktoś znak nakazu stojący na skrzyżowaniu ulic Świętojańskiej i Kilińskiego. Średnio co trzy miesiące ktoś na niego wjeżdża. Ja opisałem tylko kilka takich przypadków, bo robi się to nudne. Postuluję aby słupek od tego znaku zrobić z kauczuku, żeby po każdym zderzeniu sprężynował  z powrotem do pionu, albo z litej stali na 20 cm grubej, wtedy oduczą się w niego wjeżdżać.

wtorek, 27 lipca 2010

Ambulans przed kościołem

W niedzielę przed kościołem NMP przy ul. Świętojańskiej w Gdyni stała mobilna stacja krwiodawstwa. Wierni po mszy mogli oddać krew, której ponoć w wakacje w szpitalach brakuje. Można by rzec "krew i ciało".

środa, 21 lipca 2010

Mizerna dźwignia

Jedną z rzeczy, które lubię w przedwojennych gdyńskich gazetach (to takie płachty papieru do czytania stosowane przed wynalezieniem Internetu) są reklamy lokalnych przedsiębiorstw. Reklamowali się miejscowi sklepikarze, wytwórcy wody sodowej, zakłady krawieckie i każdy inny interes, który w Gdyni funkcjonował.
Wiedzieli dobrze, że reklama jest dźwignią handlu.

Teraz gdyńsko - świętojański biznes reklamy unika jak ognia. No szyld to jeszcze niektórzy zrobią jako tako, ale żeby coś więcej do Szanownych Klientów spróbować dotrzeć to nic. Skąd ci biedni klienci mają wiedzieć, że warto na ulicę Świętojańską do Gdyni przyjechać i coś kupić? Albo zjeść?
O Tesco ludzie wiedzą wszystko, bo gazetkę specjalną dostają. Jakie telewizory są w promocji, co rzucili przecenionego w nabiale i że gatki kupią z "nową, dłuższą tasiemką". A jak spytać o Świętojańską w Gdyni to powiedzą, że są tam delikatesy, co w nich stali po masło w osiemdziesiątym piątym.
Przyczyny tego są różne.

Jedna to kapitałowa płytkość gdyńsko - świętojańskich biznesmenów. Po prostu za działalność się biorą, ale na reklamę ich nie stać. Poza tym wielu nie wierzy w reklamę, bo co to da? Za komuny reklamy nie było i wszystko można było sprzedać. A teraz Tesco Panie handel zabija, więc reklama nic tu nie pomoże. Tylko pieniądze chcą od człowieka wyciągnąć. Jak klienci mają przyjść to przyjdą, jak nie, to nie przyjdą.
Z drugiej strony nie ma się gdzie reklamować. Lokalne gazety w pogoni za forsą czyhają na wielkie koncerny i centra handlowe. Komu by się tam chciało schylić po obuwniczy na rogu. Ceny w związku z tym są tak wywindowane, że mało kogo stać na parę centymetrów kwadratowych powierzchni. Istnieją drobne wydawnictwa bezpłatne, które próbują załatać tę dziurę, ale te znów mają niewielki zasięg.
Jest oczywiście Internet, ale tam zaistnieć to nie taka prosta sprawa. Wielcy się rozpychają i w każdym poczytnym, lokalnym, serwisie internetowym sytuacja podobna jak w gazecie. Niektórzy sami tworzą własne strony www, ale niestety giną w otchłaniach google.
Powstała swego czasu lokalna inicjatywa internetowa mająca promować naszą Świętojańską. Ale, jak rzekła hrabina Tołbaczewska wysiadają na dworcu w Paryżu, "cudu nie widzę".
Nawet rozdawanie ulotek, tak niegdyś popularne, ostatnio leży. Jeden SKOK i "matura w rok" wiosny nie czynią.
Efekt taki, że króluje zgrzebność i bierne czekanie na klienta.
Chodząc ostatnio naszą ulicą zaobserwowałem kilka rozpaczliwych prób reklamowania się. Wraca nawet żałosny zwyczaj stawiania reklam na starych rowerach, brrr ohyda.




Powiem wam, Drodzy Świętojańscy Biznesmeni tak: daleko na tych rowerkach to nie ujedziecie. Centrum Wzgórze przygotowuje właśnie kolejną gazetkę.

wtorek, 13 lipca 2010

Klima

Upały panują straszne więc na nowo doceniamy plażę (a konkretnie morze) i klimatyzowane lokale. Czasami do sklepu z klimatyzacją warto wejść choćby po to, żeby odetchnąć na moment od skwaru.
Dla właściciela to też okazja, może taki nagoniony przez skwar klient co kupi, albo chociaż wyniesie dobre wrażenie. W lokalu gastronomicznym takie urządzenie to w ogóle podstawa. Jak jest tak gorąco to bez klimatyzacji moze być najwyżej budka z lodami kręconymi.
Ale z klimatyzacją tez trzeba umieć się obchodzić Wchodzi człowiek do środka, przyjemnie. Przemieszcza się trochę w głąb i dostaje po spoconych plecach strumieniem lodowatego powietrza. Bo akurat nadmuch klimatyzacji jest skierowany w miejsce gdzie chodzą klienci. Brrrrrr.
Czasami jest jeszcze ciekawiej. W lokalach o większym metrażu (np. Empik, Pizza, Hut) w jednym miejscu dmucha chłodem a w drugim bucha gorąco. Jak to się dzieje nie potrafię odpowiedzieć, ale poruszam się tam zygzakiem omijając strefy zimna i żaru.
Tak więc nie wystarczy klimatyzację mieć, trzeba ją jeszcze dobrze zamontować.
Na poniższym zdjęciu podpatrzony remont klimatyzacji i czyszczenie całego gzymsu, gdzie zamontowano wymienniki ciepła dla klimatyzacji w Empiku.

Osobnym fenomenem są sklepy, w których jest zawsze gorąco, czy to latem czy zimą. Przykładem może tu być sklep odzieżowej marki Carry. Czy to za przyczyną zamontowanego oświetlenia, czy też z innego tajemniczego powodu duchota tam panowała ciągle, czy na dworze było zero czy plus dwadzieścia.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Niespodziewany nocleg

Noce takie są gorące, a słowiki spać nie dają, chciałoby się zanucić...
Ale czasem sen zaskakuje nas w najmniej oczekiwanych miejscach i tak zostajemy. Z twarzą wtuloną w kotlet schabowy panierowany... Chociaż z pewnością nie brakuje w naszym mieście przytulniejszych miejsc.

Jak widać ludzie wolni od zarobkowego kieratu wysypiać mogą się do woli. No, a poza tym, są wakacje.
Dochodziła ósma, a sfotografowany tu kloszard jeszcze nie był gotów opuścić swych skromnych piernatów na placu przed kościołem NMP.

niedziela, 11 lipca 2010

Mariola otwarta

Swoje podwoje otworzyła przy ul. Świętojańskiej w Gdyni lodziarnia pod marką Mariola. Jest to znana w Gdyni firma i nie ja jeden twierdzę, że dają tam najlepsze lody na świecie.

W ten sposób w lokalu tym będzie kontynuowana chlubna tradycja Kosakowa, które właśnie tutaj serwowało pyszne desery. Więcej o tym Czytelnicy znajdą klikając w tag Kosakowo.
Ogródek jeszcze nie rozwinął skrzydeł, ale wnętrze: Francja elegancja. Czyli klimatyzacja i internet bezprzewodowy.

Przypomnę tylko, że zakłady spod znaku Marioli, poza centralą obok kortów, przy ul Prusa, możemy znaleźć w CH Batory, przy plaży miejskiej oraz na al. Piłsudskiego.

sobota, 10 lipca 2010

Orła cień

Przy północnym skraju ulicy. Tam gdzie Świętojańska łączy się z placem Kaszubskim, zaobserwowałem ostatnio niezwykłe zjawisko z pogranicza akustyki i zoologi, a konkretniej ornitologii.
Zwrócił mi na nie uwagę jeden mój bardziej spostrzegawczy kolega.
Otóż wystarczy usiąść na chwilę gdzieś w okolicy placu Kaszubskiego, np. na ul. Derdowskiego albo Żeromskiego i uważnie wsłuchać się w gwar ulicy. Już po kilku minutach da się wyłapać z jednostajnego szumu ulicznego charakterystyczne, powtarzające się pohukiwanie.
Jest to dźwięk niewątpliwie ptasiego pochodzenia. Nieco przypominający krzyk mewy, ale zdecydowanie donośniejszy, nieco podobny do sowiego pohukiwania ale wyższy w tonie.
Jego charakterystyczną cechą jest rytmiczne, rzekłbym mechaniczne powtarzanie. Dźwięk jest słyszalny i z rana i późnym popołudniem. Bez przerwy.
Dopiero wspomniany tu spostrzegawczy mój kolega rzucił nieco światła na te zagadkę. Otóż najprawdopodobniej jest to akustyczny odstraszacz gołębi.
I rzeczywiście w okolicach ul. Derdowskiego gołębi, tej plagi naszej ulicy, raczej jest niewiele.,a właściwie prawie wcale. Najbliżej spotkać je można na placu Kaszubskim i to też nie za dużo. Zauważyliście, że pomnik Abrahama jest jakoś mało obesrany przez ptaki? (jak na pomnik oczywiście) Ewidentnie na którymś z okolicznych biurowców emitowany jest odgłos jakiegoś ptasiego drapieżnika, którego gołębie nie lubią.
Coś to na wzór radiowozu z dykty ustawionego przy drodze. Straszy choć nie łapie.
Jak to mówią, nauka w służbie człowieka.

piątek, 9 lipca 2010

Wydmy na Świętojańskiej

Jakiś czas temu ulica Świetojańska w Gdyni wzbogaciła się o pokaźną wydmę.Usypano ją przy okazji budowy węzła Św. Maksymiliana. Gdyby nie przejeżdżające samochody, widok byłby jak w Łebie.

środa, 7 lipca 2010

Dowcipna norma

Sytuacja wróciła do normy czyli mamy po kampanii.
Nie żeby ostatnia kampania wyborcza jakoś specjalnie zakłóciła życie na ul. Świętojańskiej w Gdyni. Kampania to była mizerniutka, jeden billboard, jakieś pojedyncze plakaciki w oknach i wszystko.
Ale mam wrażenie, że ciąg wydarzeń: katastrofa pod Smoleńskiem - powodzie - kampania wyborcza, spowodowały swoiste narodowe osłupienie ze zgrozy. Standardowy Kowalski patrzył na to wszystko zbaraniałym wzrokiem myśląc, co to się jeszcze będzie w tym kraju wyrabiać. Maksimum tego stuporu przypadło na czas pokatastrofalnej i pogrzebowo-wawelskiej histerii.
I trzeba było kilku tygodni żeby ludzie jakoś odtajali, chociaż kampania wyborcza niebezpiecznie to podsycała.
Wybory zresztą pokazały jak silne było to otumanienie.
A teraz to już puściło całkiem, luz.
U Polaków powrót do zbiorowego zdrowia psychicznego poznaje się po dowcipie. Czy to wojna czy komuna, zawsze znajdowali dobry motyw do wiców.
Jak pojawiły się pierwsze żarty o katastrofie z 10 kwietnia, to odetchnąłem, nie jest tak źle. Potem usłyszałem coś o powodzi, a o wyborach to nawet prasa lokalna drukowała.
Starych kawałów powtarzać nie chcę, ale jak tylko usłyszę coś nowego o wybranym prezydencie nie omieszkam zacytować.