środa, 7 lipca 2010

Dowcipna norma

Sytuacja wróciła do normy czyli mamy po kampanii.
Nie żeby ostatnia kampania wyborcza jakoś specjalnie zakłóciła życie na ul. Świętojańskiej w Gdyni. Kampania to była mizerniutka, jeden billboard, jakieś pojedyncze plakaciki w oknach i wszystko.
Ale mam wrażenie, że ciąg wydarzeń: katastrofa pod Smoleńskiem - powodzie - kampania wyborcza, spowodowały swoiste narodowe osłupienie ze zgrozy. Standardowy Kowalski patrzył na to wszystko zbaraniałym wzrokiem myśląc, co to się jeszcze będzie w tym kraju wyrabiać. Maksimum tego stuporu przypadło na czas pokatastrofalnej i pogrzebowo-wawelskiej histerii.
I trzeba było kilku tygodni żeby ludzie jakoś odtajali, chociaż kampania wyborcza niebezpiecznie to podsycała.
Wybory zresztą pokazały jak silne było to otumanienie.
A teraz to już puściło całkiem, luz.
U Polaków powrót do zbiorowego zdrowia psychicznego poznaje się po dowcipie. Czy to wojna czy komuna, zawsze znajdowali dobry motyw do wiców.
Jak pojawiły się pierwsze żarty o katastrofie z 10 kwietnia, to odetchnąłem, nie jest tak źle. Potem usłyszałem coś o powodzi, a o wyborach to nawet prasa lokalna drukowała.
Starych kawałów powtarzać nie chcę, ale jak tylko usłyszę coś nowego o wybranym prezydencie nie omieszkam zacytować.

Brak komentarzy: