sobota, 18 lutego 2012

Grubo

Tłusty czwartek udał nam się na ul. Świętojańskiej w Gdyni nadzwyczaj. Kolejka do pawilonu Pączuś na rogu 10 lutego i Świętojańskiej była monstrualna. W szczytowym momencie trzeba było czekać trzy kwadranse żeby dostać się do lady.

Ciekawie tez wyglądał rozkład cen pączków sprzedawanych na naszej ulicy. Od niecałej złotówki w Biedronce do 2,20 zł w kilku cukierniach.
Taki dzień to prawdziwe święto konsumpcyjnego rozpasania.
Ma być słodko, ma być tłusto, ma być grubo. I grubo jest, ale zupełnie gdzie indziej.


Politycznie akurat zbiegło się z debatą nad zmianą systemu emerytalnego. 
Na swój sposób koniec karnawału kojarzy mi się z emerytalną dysputą. 
Pamiętam, gdy znajoma pani J. szykowała się do przejścia na emeryturę, to kupowała sobie wiele rzeczy na zapas, bo "na emeryturze nic już sobie nie kupi". Takie było i jest u wielu wyobrażenie zakończenia wieku produkcyjnego. Pomijam oczywiście beneficjentów obecnego systemu, obrońców granic, co "nie płacą za nic", górników czy rolników, którym pracowicie reszta płatników dopłaca do emerytur. 
Więc kończy się karnawał, najedzmy się ile wlezie tłustego i słodkiego, bo potem tylko post i pokuta. 
Państwo, które wzięło się za zabezpieczanie nas na starość ma pełną świadomość kompletnego bankructwa tego przedsięwzięcia. Próby przebudowy, podobnie jak ubezpieczeń zdrowotnych, skończyły się parodią wynikającą z połowiczności przyjętych rozwiązań. 
No i co teraz? Jedyne wyjście skrócić czas wypłaty. No bo o to chodzi: krócej płacić, to może na dłużej wystarczy. Całe te opowieści o wyższych emeryturach wynikających z dłuższego okresu zatrudnienia to oczywiście bujda na resorach. Bo ilu sześćdziesięciolatków na obecnym rynku znajdzie pracę? Przy kilkunastoprocentowym bezrobociu i ciągłym napływie nowych pokoleń na rynek.
Albo wymysły o tym, że jak kobiety będą dłużej pracować to będą miały lepszą emeryturę. A czy ktoś im teraz zabrania pracować po sześćdziesiątce? Czy one chcą? Nawet jakby chciały, to gdzie? Przecież już teraz ogromne pieniądze idą na aktywizację zawodową osób w wieku +50, bo widać z tym problem, a co dopiero z +60?
Do tego jeszcze  te wizje, że jak będzie rodzić się mało dzieci to już w ogóle nie będzie komu płacić na emerytury. Tymczasem 13 procent potencjalnych płatników składek nie ma zatrudnienia, a pewnie drugie tyle siedzi w szarej strefie. Aby więcej pieniędzy wpłynęło na konta ZUS, wystarczy, że zwiększy się rynek i przynajmniej część tych ludzi znajdzie zatrudnienie i zacznie płacić składki. Inaczej więcej dzieci to więcej bezrobotnych przypadających na jednego emeryta.
Stan systemu emerytalnego jest i będzie tragiczny, bo zajmuje się tym rząd i jego agendy, a nie sami zainteresowani, czyli przyszli emeryci. Rząd zmienia się co kilka lat i nie jest od zarządzania oszczędnościami ludzi. Od tego są banki, fundusze i sami ludzie, bo to w końcu ich pieniądze.
Prawda jest taka: będzie post i pączków nie będzie, chyba, że każdy sam sobie upiecze.





Brak komentarzy: