sobota, 10 października 2015

Wszystko na wierzchu

O sklepie dla dorosłych przy Świętojańskiej można się u nas dowiedzieć od... dzieci. A to za sprawą witryny bez ograniczeń eksponującej oferowany towar. 
Do tej pory byliśmy przyzwyczajeni, że tego typu przybytki dyskretnie przysłaniały wystawy, aby nie epatować ekspozycją przygodnych przechodniów. Ale w tym sklepie nie, wszystko odsłonięte bez skrępowania. Co wzbudza m.in. spore zainteresowanie dziatwy szkolnej z pobliskiej podstawówki nr 21.
Apelowałbym o odrobinę skromności, oddzielenie intymności od sfery publicznej.

5 komentarzy:

Maciek pisze...

Bo ja wiem. W krajach Beneluxu (nie wiem jak w innych) jest to na porządku dziennym. Pewnie też ich dzieci widzą asortyment na witrynach i nikt problemu z tego nie robi. Być może to kwestia wychowania dzieci przez rodziców, że nie robi to jakiegoś nadzwyczajnego zainteresowania. Tyle, że takich sklepów nie kojarzę w bezpośrednim sąsiedztwie szkół.

Bogusław_Pinkiewicz pisze...

To, co się dzieje w Beneluksie nie jest tu żadnym argumentem. Bo przecież równolegle są kraje, w których takich sklepów nie ma w ogóle. Dzieci zaś można wychować i w taki sposób, że ekshibicjonizm będą uważać, za coś naturalnego i go praktykować. To nie ma nic do rzeczy. Tu chodzi o oddzielenie tego co intymne od tego co publiczne i naruszenie tej kulturowej zasady.

Maciek pisze...

Rozumiem oburzenie na obecność sexshopów w okolicy szkół podstawowych, o czym trochę wspomniałem w poprzednim wpisie. Ale zasłanianie w ramach "kulturowej zasady" zdecydowanie nie. "Nie" w erze Internetu, gdzie golizny znacznie więcej i wszelkie próby filtrowania takiej treści nigdy się nie sprawdziły (ok. pominąłem Koreę Północną). To bez sensu udawać, że takiej cenzurze problemu nie będzie.

Problem widzę inny: w naszym Kraju wychowanie seksualne to fikcja: albo udajemy że się w magiczny sposób rozmnażamy, albo niektórzy próbują przegięcia w drugą stronę, tak że nawet ludzie żyjący bardziej "rozwiąźle" poczuliby zawstydzenie. Jakby nie było gotowych rozwiązań na ten "problem" (o ile to nazwać można problemem).

Wcale nie jest tak, że jak na witrynie sklepu np. w Brukseli pojawi się wibrator, to dziecko przechodzące obok będzie uważać ekshibicjonizm za coś normalnego. Jakoś nie zauważyłem żeby ich dzieci miały jakieś problemy ze swoją seksualnością i obyczajowością. Z resztą to w Polsce jest (duży) problem nastolatek z niechcianymi ciążami.

Zasłananie się kulturowymi zasadami (a cóż to za one?), czy robienie z dzieci głupich, które nie potrafią zrozumieć problemu seksualności i obyczajowości uważam za obraze tychże dzieci i tchórzostwo. A w Polsce rodzice/opiekunowie chociaż rozmawiają na ten temat ze swoimi latoroślami? Zazwyczaj nie, bo się wstydzą i młodzież dowiaduje się wszystkiego z Sieci, od rówieśników. A rodzice wolą chować głowę w piasek, bo tak najprościej: zakryć, zamknąć. Tylko z Internetem jest duży problem. Czasy i źródła informacji się zmieniają i niektórzy nie nadążają za tym.


"Bo przecież równolegle są kraje, w których takich sklepów nie ma w ogóle."

Tak, są takie kraje, nie marzy mi się w żadnym z nich mieszkać. BTW może taki istnieje, że faktycznie w nim sexshopów nie ma w ogóle, ale nawet w PRL istniał pokątny handel takim towarem, więc nie uwierzę.

Bogusław_Pinkiewicz pisze...

Nie róbmy tu jakiejś obyczajowej krucjaty. Chodzi mi tylko o umiar, takt, czy szerzej ujmując kulturę.

Maciek pisze...

"Nie róbmy tu jakiejś obyczajowej krucjaty. Chodzi mi tylko o umiar, takt, czy szerzej ujmując kulturę."

Zgadza się, umiar, ale u nas zawsze z tym problem, jak nie jedna skrajność, to druga. :-)