Zmierzając, jak co roku, na gdyńską Paradę Niepodległości, natrafiłem wzrokiem na witrynę, jak na zdjęciu. Cóż za zbieżność tematyczna, pomyślałem.
Na wystawie, co prawda, prezentowana była garderoba używana do sportów, wywodzących się z kompletnie innych kręgów kulturowych niż pszaśno - słowiańsko - buraczano - żytni, ale napis rozwiewał wątpliwości. Widocznie ta reklamowana odzież nie nadawała się do prezentacji na witrynie.
Nie jestem aż tak oderwany od rzeczywistości, żeby nie kojarzyć jak taka odzież wygląda. Bluza, czy koszulka wyróżnia się bogatym nadrukiem. Z przodu jakiś potargany orzeł na czarnym tle, mogą być płomienie, husaria krzywo odmalowana, albo jakaś rozwarta paszcza z kłami i pazurkami. Orzeł na czarnym tle, pewnie żeby się z godłem państwowym nie mylił. Do tego napis w stylu "Ukochany kraj, umiłowany kraj...", lub "Mamy dobrą pamięć" czy coś w tym stylu. Na prawym rękawie muszą być obok siebie dwa paski: biały i czerwony. Paski na rękawie są umieszczone dosyć wysoko, pewnie aby przy wycieraniu nosa nie zszargać barw narodowych.
Tak oto 11 listopada patriotyzm był na wyprzedaży. Przynajmniej ten odzieżowy.
A ten prawdziwy na paradzie trzymał się w cenie. Nie tak jak w stolicy, nikogo nie chcieli przeganiać, nikomu niczego nie zakazywano. Każda opcja, pro i z opozycji, manifestowała swoje umiłowanie dobra ojczyzny. Wiadomo straszna tu prowincja ;-)
Tak oto 11 listopada patriotyzm był na wyprzedaży. Przynajmniej ten odzieżowy.
A ten prawdziwy na paradzie trzymał się w cenie. Nie tak jak w stolicy, nikogo nie chcieli przeganiać, nikomu niczego nie zakazywano. Każda opcja, pro i z opozycji, manifestowała swoje umiłowanie dobra ojczyzny. Wiadomo straszna tu prowincja ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz