Widziałem na ulicy Świętojańskiej w Gdyni trzech prawdziwych rezerwistów, z chustami. Rzadkość obecnie.
Gęby mieli ponure jakieś. Tak bez entuzjazmu snuli się chodnikiem. Tak widać, na rezerwie jechali. To kolejny znak zachodzących przemian.
Gdzie te niegdysiejsze hałastry kiczem na plecach haftowane, które każdej wiosny i jesieni przewalały się z rykiem ulicami. Jakby chcieli na całym społeczeństwie odreagować dwa albo trzy lata koszarowych upokorzeń i zmarnowanych szans.
Przeminęli jak Układ Warszawski.
Kiedyś klęska to było dostać się do wojska (przynajmniej dla tej części młodzieży, która miała coś w życiu do zrobienia), a teraz klęska to w wojsku nie zostać, na jakiegoś kontraktowego czy zawodowego, gdzie pewny wikt i opierunek, a rynkowa rzeczywistość to zmartwienie cywilbandy.
A przecież jeszcze kilka, góra kilkanaście, lat temu przy tej ulicy był warsztat, gdzie wytwarzano chusty zakładane przez falową społeczność przy opuszczaniu koszar. Też już go nie ma.
Mało tego! Przy ulicy Świętojańskiej w Gdyni za komuny mieściła się siedziba Wojskowej Komendy Uzupełnień. Zajmowała cała kamienicę, tam gdzie teraz mieszczą się biura firmy ubezpieczeniowej Allianz. WKU to była tak ważna instytucja, że musiała mieć swój biurowiec przy głównej arterii miasta. Odwiedzałem to miejsce kilkakrotnie, najlepiej pamiętam idiotyczne gazetki ścienne i niemal kliniczna czystość. Wiadomo, wojsko musiało mieć coś do roboty.
Wspomniany tu uliczny widok zbiegł się w czasie z emisją w jednym z kanałów telewizyjnych filmu "Kroll". Odświeżyłem go sobie z przyjemnością, śledząc pokazaną tam mimochodem przaśność i nędzę postpeerelowskiej armii. Pomyśleć, że mieliśmy napadać na Danię i RFN... Jednak sporo się zmieniło.
A w tym roku to już ostani pobór, od 2010 będziemy mieli armię ochotniczo - zawodową.
Gęby mieli ponure jakieś. Tak bez entuzjazmu snuli się chodnikiem. Tak widać, na rezerwie jechali. To kolejny znak zachodzących przemian.
Gdzie te niegdysiejsze hałastry kiczem na plecach haftowane, które każdej wiosny i jesieni przewalały się z rykiem ulicami. Jakby chcieli na całym społeczeństwie odreagować dwa albo trzy lata koszarowych upokorzeń i zmarnowanych szans.
Przeminęli jak Układ Warszawski.
Kiedyś klęska to było dostać się do wojska (przynajmniej dla tej części młodzieży, która miała coś w życiu do zrobienia), a teraz klęska to w wojsku nie zostać, na jakiegoś kontraktowego czy zawodowego, gdzie pewny wikt i opierunek, a rynkowa rzeczywistość to zmartwienie cywilbandy.
A przecież jeszcze kilka, góra kilkanaście, lat temu przy tej ulicy był warsztat, gdzie wytwarzano chusty zakładane przez falową społeczność przy opuszczaniu koszar. Też już go nie ma.
Mało tego! Przy ulicy Świętojańskiej w Gdyni za komuny mieściła się siedziba Wojskowej Komendy Uzupełnień. Zajmowała cała kamienicę, tam gdzie teraz mieszczą się biura firmy ubezpieczeniowej Allianz. WKU to była tak ważna instytucja, że musiała mieć swój biurowiec przy głównej arterii miasta. Odwiedzałem to miejsce kilkakrotnie, najlepiej pamiętam idiotyczne gazetki ścienne i niemal kliniczna czystość. Wiadomo, wojsko musiało mieć coś do roboty.
Wspomniany tu uliczny widok zbiegł się w czasie z emisją w jednym z kanałów telewizyjnych filmu "Kroll". Odświeżyłem go sobie z przyjemnością, śledząc pokazaną tam mimochodem przaśność i nędzę postpeerelowskiej armii. Pomyśleć, że mieliśmy napadać na Danię i RFN... Jednak sporo się zmieniło.
A w tym roku to już ostani pobór, od 2010 będziemy mieli armię ochotniczo - zawodową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz