wtorek, 9 lutego 2010

Stalagmity

Wracając do odśnieżania trzeba zauważyć, że praktycznie całą ulicę Świętojańską w Gdyni da się przejść "suchą nogą", tzn. bez brnięcia w śniegu po kostki. Na co na bocznych i równoległych ulicach nie ma gwarancji.
Nawet miejsca parkingowe z grubsza ogarnięte, ale tylko z grubsza. Jedynie same pobocza naszej ulicy przywalone są zwałami odgarniętego śniegu.
Problemem pozostają lodowe nacieki na chodnikach. Powstają one wskutek ściekania i zamarzania wody z dachów i gzymsów. Twarde jak skała, śliskie bardzo. Istna wieczna zmarzlina. Do ich usunięcia trzeba by chyba użyć młotów pneumatycznych albo miotaczy ognia.
Pokrywają one chodnik na całej długości ulicy. Dozorcy posypują je piaskiem, ale w ciągu dnia kapiąca woda tworzy kolejną warstwę. Więc trzeba uważać żeby nie fiknąć kozła albo nie skręcić kostki.
Muszę przyznać, że tej zimy nie śledzę tak żarliwie odśnieżania jak niegdyś. Bo na dobrą sprawę może lepiej dostosować się do warunków pogodowych niż oczekiwać czarnych dróg podczas każdej śnieżycy. Po prostu zwolnić, może zostać w domu, bo jest śnieg, bo ślisko, bo mróz.
Bo czy po każdej ulewie żądamy żeby nie było kałuż? Śnieg kiedyś spłynie sam. Może lepiej pieniądze zmarnowane na odgarnianie, wywożenie, wciąż spadającego białego puchu przeznaczyć na usprawnianie kanalizacji deszczowej?
I powodzią, co to niby powstanie z roztopionego śniegu, też nie ma co się straszyć. Przecież cały śnieg na raz nie stopnieje. Będzie spływał w wsiąkał stopniowo. Byle tylko kanalizacja wytrzymała.
Wydaje mi się, że jest to jakaś postkomunowa pozostałość. Wtedy była to jedna z niewielu rzeczy, które można było wytknąć władzy: że zima znowu zaskoczyła drogowców. Więc oficjalna prasa wytykała. I tak nam zostało.
Załączam dwa obrazki zaśniezonych ławeczek z ulicy Świętojańskie w Gdyni. Na jednym tylko pałąk oparcia wystaje.


Brak komentarzy: