poniedziałek, 18 października 2010

Patrz na znaki

Dla dobrego samopoczucia mieszkańców, władze miasta są w stanie zrobić wiele. 
Narzekali ludzie na skrzyżowanie ulic Derdowskiego i Żeromskiego. Że tam stłuczki, że trzeba światła postawić, albo coś, bo co chwile pracowników okolicznych biur od pracy odrywa pisk opon, brzdęk tłuczonego szkła i huk gniecionej blachy.
Początkowo władza twierdziła, że znak stopu wystarczy, żadne światła nie są potrzebne. Policja potwierdzała, wypadków tam wiele nie ma. Bo policja rejestruje te z ofiarami albo rannymi, ew. te do których ją wzywano. A takie uliczne stłuczki często kierowcy załatwiali między sobą bez powiadamiania władzy.
Minęło jednak pięć lat i coś tam do góry dotarło.
Postawiono na skrzyżowaniu sygnalizację świetlną.
Tylko żeby nie było za łatwo, to mruga ona na pomarańczowo. Dodatkowo zamieniono podporządkowaną ulicę Derdowskiego w ulicę z pierwszeństwem, a nadrzędną Żeromskiego w podporządkowaną. Nie usunięto jednak oznakowania poziomego na jezdni i dodatkowo domalowano nowe (trójkąty "ustąp pierwszeństwa")  na Żeromskiego. Efekt dostarcza niekłamanej rozrywki pracownikom okolicznych biurowców. 
Kierowcy z Derdowskiego nadal z przyzwyczajenia ustępują pierwszeństwa, a ci z Żeromskiego widząc nowe znaki też ustępują pierwszeństwa. I tak sobie stoją, łypiąc na siebie, który się pierwszy odważy ruszyć. W końcu z prawej czy lewej, ktoś ostrożnie wyjedzie i się samochody pomalutku miną.
Skrzyżowanie to opuszcza się według zasady "kto się mniej boi ten pierwszy jedzie".
Ja miałem to szczęście, że widziałem, jak ze stojącego na Żeromskiego i ustępującego pierwszeństwa samochodu wysiadł kierowca. Machając rękami krzyczał : "Patrz na znak, patrz na znak!" do kierującego samochodem, który stał na  prostopadłej  ulicy Derdowskiego  i jednocześnie jemu ustępował pierwszeństwa.
Reakcja kierowcy, którego pouczano była błyskawiczna. Z obłędem w oku zablokował wszystkie drzwi i kurczowo chwycił kierownicę. Jego mina mówiła jedno: nie ruszę się stąd dopóki ten wariat nie przestanie krzyczeń i nie odjedzie.
Zaczął się robić zator i o mało nie wezwano policji. W końcu zdesperowany krzykacz odjechał wymuszając pierwszeństwo, a klaksony zmusiły do ruchu przerażonego zawalidrogę.



1 komentarz:

Unknown pisze...

Już działa tam sygnalizacja świetlna