Dla dobrego samopoczucia mieszkańców, władze miasta są w stanie zrobić wiele.
Narzekali ludzie na skrzyżowanie ulic Derdowskiego i Żeromskiego. Że tam stłuczki, że trzeba światła postawić, albo coś, bo co chwile pracowników okolicznych biur od pracy odrywa pisk opon, brzdęk tłuczonego szkła i huk gniecionej blachy.
Początkowo władza twierdziła, że znak stopu wystarczy, żadne światła nie są potrzebne. Policja potwierdzała, wypadków tam wiele nie ma. Bo policja rejestruje te z ofiarami albo rannymi, ew. te do których ją wzywano. A takie uliczne stłuczki często kierowcy załatwiali między sobą bez powiadamiania władzy.
Minęło jednak pięć lat i coś tam do góry dotarło.
Postawiono na skrzyżowaniu sygnalizację świetlną.
Postawiono na skrzyżowaniu sygnalizację świetlną.
Tylko żeby nie było za łatwo, to mruga ona na pomarańczowo. Dodatkowo zamieniono podporządkowaną ulicę Derdowskiego w ulicę z pierwszeństwem, a nadrzędną Żeromskiego w podporządkowaną. Nie usunięto jednak oznakowania poziomego na jezdni i dodatkowo domalowano nowe (trójkąty "ustąp pierwszeństwa") na Żeromskiego. Efekt dostarcza niekłamanej rozrywki pracownikom okolicznych biurowców.
Kierowcy z Derdowskiego nadal z przyzwyczajenia ustępują pierwszeństwa, a ci z Żeromskiego widząc nowe znaki też ustępują pierwszeństwa. I tak sobie stoją, łypiąc na siebie, który się pierwszy odważy ruszyć. W końcu z prawej czy lewej, ktoś ostrożnie wyjedzie i się samochody pomalutku miną.
Skrzyżowanie to opuszcza się według zasady "kto się mniej boi ten pierwszy jedzie".
Skrzyżowanie to opuszcza się według zasady "kto się mniej boi ten pierwszy jedzie".
Ja miałem to szczęście, że widziałem, jak ze stojącego na Żeromskiego i ustępującego pierwszeństwa samochodu wysiadł kierowca. Machając rękami krzyczał : "Patrz na znak, patrz na znak!" do kierującego samochodem, który stał na prostopadłej ulicy Derdowskiego i jednocześnie jemu ustępował pierwszeństwa.
Reakcja kierowcy, którego pouczano była błyskawiczna. Z obłędem w oku zablokował wszystkie drzwi i kurczowo chwycił kierownicę. Jego mina mówiła jedno: nie ruszę się stąd dopóki ten wariat nie przestanie krzyczeń i nie odjedzie.
Zaczął się robić zator i o mało nie wezwano policji. W końcu zdesperowany krzykacz odjechał wymuszając pierwszeństwo, a klaksony zmusiły do ruchu przerażonego zawalidrogę.
1 komentarz:
Już działa tam sygnalizacja świetlna
Prześlij komentarz