Od ponad pół roku obserwowałem sklep z ubrankami dla dzieci znajdujący się nieopodal skrzyżowania naszej ulicy Świętojańskiej z ulicą Traugutta. Właśnie go zlikwidowali, niby żadna sensacja, ale była to chyba najdłuższa likwidacja w dziejach ulicy Świętojańskiej w Gdyni.
Sklep ten zwrócił moją uwagę dużymi napisami "LIKWIDACJA SKLEPU", "wyprzedaż" itp dobre pół roku temu. Traktowałem to jako podpuchę dla klientów. Wiadomo, jak likwidacja, to się ludzie skuszą, bo może będzie coś taniej.
Chwyt ten mi przypomniał wizytę za oceanem, gdzie w jednym wielkim mieście, w dzielnicy Manhattan napotykałem sporo sklepów z wystawami zaklejonymi wielkimi napisami sugerujacymi, że biznes lada moment się zamyka. I oto nadeszła ostatnia chwila, żeby coś kupić za bezcen. Zorientowani twierdzili, że napisy takie wisiały tam od lat, no ale trudno było oprzeć się pokusie.
W tych uroczych składzikach z elektronicznym badziewiem już od progu śniadolicy sprzedawcy wołali: "Polak kup dobra kamera!" (to się swoją drogą nazywa znajomość rynku i klienteli). I rzeczywiście kamera, czy inny laptop, były tanie, ale... np. bez zasilacza albo innej istotnej części, o czym przemili subiekci nie informowali. Zasilacz można było oczywiście dokupić lecz za równowartość "okazyjnej" kamery.
Wracając na naszą Świętojańską byłem już pewien, że maniera ta dotarła i do nas (ach ta globalizacja). Zwłaszcza, że podobną metodę stosował sklep z odzieżą jeansową położony dokładnie na przeciw naszego dziecinnego (likwidowali go gdzieś w latach 2004 - 2005, a on działa do dziś).
Jak to mówią, finisz wieńczy dzieło. Dziecęce ciuszki znikają.
Sklep ten zwrócił moją uwagę dużymi napisami "LIKWIDACJA SKLEPU", "wyprzedaż" itp dobre pół roku temu. Traktowałem to jako podpuchę dla klientów. Wiadomo, jak likwidacja, to się ludzie skuszą, bo może będzie coś taniej.
Chwyt ten mi przypomniał wizytę za oceanem, gdzie w jednym wielkim mieście, w dzielnicy Manhattan napotykałem sporo sklepów z wystawami zaklejonymi wielkimi napisami sugerujacymi, że biznes lada moment się zamyka. I oto nadeszła ostatnia chwila, żeby coś kupić za bezcen. Zorientowani twierdzili, że napisy takie wisiały tam od lat, no ale trudno było oprzeć się pokusie.
W tych uroczych składzikach z elektronicznym badziewiem już od progu śniadolicy sprzedawcy wołali: "Polak kup dobra kamera!" (to się swoją drogą nazywa znajomość rynku i klienteli). I rzeczywiście kamera, czy inny laptop, były tanie, ale... np. bez zasilacza albo innej istotnej części, o czym przemili subiekci nie informowali. Zasilacz można było oczywiście dokupić lecz za równowartość "okazyjnej" kamery.
Wracając na naszą Świętojańską byłem już pewien, że maniera ta dotarła i do nas (ach ta globalizacja). Zwłaszcza, że podobną metodę stosował sklep z odzieżą jeansową położony dokładnie na przeciw naszego dziecinnego (likwidowali go gdzieś w latach 2004 - 2005, a on działa do dziś).
Jak to mówią, finisz wieńczy dzieło. Dziecęce ciuszki znikają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz