Póki trwa, zaczynamy wierzyć, że nigdy się nie skończy. Że zawsze będzie ciepło a dni ciągle długie. Lato, bo o nim mowa, ma siłę przyzwyczajania do siebie, jak wszystko co dobre.
Nigdy nie ukrywałem, że nie cierpię upałów. Gdy temperatura przekracza 25 stopni Celsjusza mój organizm odmawia współpracy z otoczeniem. Ponieważ brakuje mi hartu nie praktykuję windserfingu ani siatkówki plażowej, a wylegiwanie się na piasku uważam od dzieciństwa za idiotyzm. Ale jednak lato jest wygodne, pomyślcie choćby o tym jak szybko można ubrać dzieci do wyjścia, wystarczy kapelusik od słońca, a jakie niskie są rachunki za ogrzewanie, itd.
A może po prostu żal, że to samo lato już nie wróci...
Niestety pojawiły się na ulicy Świętojańskiej w Gdyni pierwsze oznaki jesieni. I nie jest to listek przywiędły i blady.
Są to wyprzedaże posezonowe. Nie ma ich tyle co np. w jakiejś galerii handlowej, ale są i to wyraźne. Mnie osobiście spodobała się taka w jednym sklepie obuwniczym, tam każdą parę sprzedawali za 100 zł, dwie już za 180 zł, a trzy jeszcze taniej.
Stojąc w innym sklepie do kasy za kobietą, która za półmetrową stertę ciuchów płaciła 90 zł, pozwoliłem sobie w duchu na refleksję nad sensem posiadania tylu rzeczy, bo ileż człowiek może potrzebować koszul?
Nigdy nie ukrywałem, że nie cierpię upałów. Gdy temperatura przekracza 25 stopni Celsjusza mój organizm odmawia współpracy z otoczeniem. Ponieważ brakuje mi hartu nie praktykuję windserfingu ani siatkówki plażowej, a wylegiwanie się na piasku uważam od dzieciństwa za idiotyzm. Ale jednak lato jest wygodne, pomyślcie choćby o tym jak szybko można ubrać dzieci do wyjścia, wystarczy kapelusik od słońca, a jakie niskie są rachunki za ogrzewanie, itd.
A może po prostu żal, że to samo lato już nie wróci...
Niestety pojawiły się na ulicy Świętojańskiej w Gdyni pierwsze oznaki jesieni. I nie jest to listek przywiędły i blady.
Są to wyprzedaże posezonowe. Nie ma ich tyle co np. w jakiejś galerii handlowej, ale są i to wyraźne. Mnie osobiście spodobała się taka w jednym sklepie obuwniczym, tam każdą parę sprzedawali za 100 zł, dwie już za 180 zł, a trzy jeszcze taniej.
Stojąc w innym sklepie do kasy za kobietą, która za półmetrową stertę ciuchów płaciła 90 zł, pozwoliłem sobie w duchu na refleksję nad sensem posiadania tylu rzeczy, bo ileż człowiek może potrzebować koszul?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz